Czyżby nadszedł czas, aby poddać się trendom?
Oto krótka opowieść o moim starciu z krótkimi filmikami, które znasz jako “Shorty”.
Jak wiesz, moje ostatnie posty na YouTube pełne są filmów trwających zaledwie kilkadziesiąt sekund.
Żeby nie było wątpliwości – wciąż uważam je za znak apokalipsy. Ale zamiast siedzieć z założonymi rękoma, postanowiłem spróbować użyć ich do rozwoju kanału.
Wbrew moim przekonaniom, shorty mają potężną moc przyciągania nowych widzów – tego nie można im odmówić. Szczególnie sprawdzają się wtedy, kiedy intencjonalnie popełnię błąd w treści, wymowie czy wykonaniu danego shorta. Wtedy natychmiast znajdują się hordy widzów gotowych wytknąć mi to, co zarzuciłem dla nich jak wędkarz zanętę na rybę. Niezmiernie trudno jest bowiem odbówić sobie dowalenia komuś obcemu w internecie 😉 No cóż.. tacy już jesteśmy.
Wiem jednak, że to nie jest sposób twórczy dla tych, którzy szanują swoją pasję. Mówiąc prosto z mostu: czuję się jak wykwintny kucharz, który zmuszony jest pracować w taniej budce z fast foodem.
Żyjemy w popieprzonych czasach, w których shorty przyciągają widzów jak magnes, podczas gdy bardziej ambitne filmy znikają w sieciowych zaułkach. Smutne, ale prawdziwe. Z drugiej strony, czy nie warto wykorzystać tej magnetystycznej siły, by dotrzeć do większej liczby odbiorców?
Z tego powodu zacząłem tworzyć krótkie filmy, choć wciąż drżę na ich widok, jak przy strasznych horrorach. Zamiast narzekać na rzeczywistość, w której krótkie formy rządzą i dzielą, zrozumiałem, że warto z nimi zacieśnić znajomość.
Nie martw się jednak! Dłuższe i bardziej dopracowane filmy nie znikną, wręcz przeciwnie, będzie ich więcej, kiedy tylko uporam się z kilkoma rzeczami, ale o tym innym razem.